Ile zarabiam?

Kiedy postanowiłem, że nagram płytę i ją potem sam wydam (mam 32 lata, wystarczająco późno na start „kariery”, żeby jeszcze tracić czas na szukanie wydawcy, dogadywanie szczegółów, itp. poza tym w dwóch miejscach w tekstach wspominałem coś o roku 2017, a nie chciało mi się już tam nic zmieniać, nagrywać jeszcze raz), starałem się znaleźć informacje na temat tego, co trzeba zrobić krok po kroku, chcąc wydać własne CD, i przede wszystkim – ile trzeba mieć na to kasy. Nie udało mi znaleźć żadnych informacji (niedługo przed wydaniem trafiłem na podcast Rushmore, który jest całkiem pomocny, ale byłem już wtedy na takim etapie, że prawie wszystko miałem ogarnięte), więc postanowiłem, że kiedy w końcu uda mi się wydać „Tatę”, to napiszę co i jak.

Przechodząc do konkretów. Nagranie i wydanie „Taty Hemingwaya” to koszt ok. 9800 zł.

Na tę kwotę składa się opłacenie następujących tematów: tłocznia, studio, mix/master, bity, przygotowanie rysunków Tadzia do druku, domena, serwer, wtyczka do obsługi wysyłki płyt, koperty, wydruk naklejek DZIELNY PACJENT, kasa fiskalna, dystrybucja cyfrowa. Jak pewnie zauważyliście klipy udało mi się ogarnąć przy prawie zerowym koszcie. Jeśli się nie mylę, to kosztowały one łącznie ok. 330 zł. Musiałem jedynie wydrukować duże kolorowanki, kupić pokrowiec na deskę do prasowania, bo poprzedni był trochę zjarany i dwa duże opakowania kredek.

Wyobrażam sobie, że zrobienie profesjonalnych klipów mogłoby na spokojnie nawet podwoić łączny koszt całej imprezy, podobnie jak zrobienie fajniejszego digipacka. Tu chyba mogę zdradzić, że był plan, żebyście dostali po prostu czysty biały digipack z arkuszem naklejek z ilustracjami Tadzia, z naklejkami z tytułem, tracklistą, itp, tak żeby każdy mógłby sobie zrobić w 100% unikalną wersję płyty. Rozwiązanie to było jednak za drogie. Trzeba wziąć pod uwagę, że w momencie, kiedy wydawałem „Tatę” miałem 330 fanów na Facebooku i 100 subskrypcji na YouTube. Dwa tygodnie później liczby te się prawie potroiły, ale wciąż – jak na polski hip-hop – nie ma szału. Założenie, że sprzedam 530 sztuk i tak było dość optymistyczne.

Stan na 02.01.2018 jest taki, że sprzedało się 270 sztuk „Taty Hemingwaya”, co przekłada się na fakt, że na chwilę obecną jestem jakieś 4300 zł na minusie. Krótka adnotacja dla asów, którzy zaraz pomnożą 270 razy 30 zł a potem odejmą to od 9800 i coś im się nie będzie zgadzać – od każdej sprzedanej płyty muszę zapłacić jeszcze podatek oraz przelewam 4 zł na program dożywiania dzieci Pajacyk. Nie zakładałem, że „Tato” będzie projektem, na którym uda się zarobić. Uznałem, że jako gość bez nałogów (czyli za pieniądze zaoszczędzone na niepaleniu; trochę głupota bo nigdy nie paliłem, ale jakoś trzeba usprawiedliwiać sobie wydawanie rodzinnych oszczędności) i bez kosztownych hobby mogę sobie pozwolić na bycie powiedzmy 2000 zł w plecy na robieniu czegoś, co sprawia mi mega frajdę. Moja żona, wiadomo, wolałaby żebym jednak wyszedł na zero. Według moich obliczeń stanie się tak przy sprzedaży 484 sztuk „Taty”. Jeśli sprzedam wszystkie 530 egzemplarzy, to będę jakieś 930 zł na plusie. Złoty biznes.

Żeby było jasne – nie żalę się. Po boomie jaki był tuż po premierze teraz wpada 5-7 zamówień dziennie, pakujemy je sobie, zanosimy na pocztę, jest fajnie. Myślę, że wcześniej czy później wszystko się sprzeda, a nawet jeśli tak by się nie stało i byłbym te parę klocków w plecy, to i tak uważam, że było warto zarywać noce w studiu u Urbka, żeby zrobić tę płytę. Jaram się jej odbiorem. Jaram się tym, że moje dzieci będą mieć fajną pamiątkę ze szczenięcych lat. Jaram się też tym, że jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to 530 dzieciaków będących pod opieką Polskiej Akcji Humanitarnej dostanie w szkole ciepły obiad. Bez wydawania płyty na pewno nie zdecydowałbym się, żeby przelać ponad 2000 zł na dowolny cel charytatywny, bo wiadomo – zawsze coś (nagrałem o tym „Tylko po chleb”).

Będę raz na kilka tygodni uaktualniał ten wpis, żeby informować Was na bieżąco, jak się „Tato” sprzedaje i czy jestem bliski wyjścia na plus. W kontakcie!

Edit:

20.01.2018 – Sprzedał się cały pierwszy nakład – 530 sztuk. Według wcześniejszych wyliczeń miało mi to dać 934 zł zysku, ale zapomniałem o podatku dochodowym, więc prawdopodobnie jestem na plusie jakieś 766 zł.

07.02.2018 – Odebrałem z tłoczni kolejny nakład – 530 sztuk. Aby docenić fanów, którzy kupili płyty z pierwszej partii, postanowiłem, że druga będzie się nieco różnić. Podobno na rynku kolekcjonerskim ma to jakieś znaczenie. Tym razem nie musiałem już płacić za studio, bity, itp, więc koszty powstania tej drugiej partii były znacząco niższe. Aby wyjść na zero, muszę sprzedać 125 płyt, z czego 43 już poszło w preorderze.

07.03.2018 – Poszło 165 egzemplarzy z drugiego nakładu, więc jestem już na plusie. Dostałem też rozliczenie ze Spotify. Za 18052 streamy dostałem ok 92 PLN. Jedna osoba kupiła też płytę na iTunes za 4,49$. Roczny koszt dystrybucji w serwisach cyfrowych to właśnie rząd 30$, więc tutaj też udało się wyjść na zero, a wciąż czekam na raport z Tidala i Apple Music, dam znać, jak już będę wiedział coś więcej.

26.06.2018 – Poszło 480 egzemplarzy z drugiego nakładu. Jestem na płytach jakieś 6500 zł do przodu. Z cyfry zarobiłem 275 dolarów, przy czym wciąż, pół roku po premierze, nie ma rozliczenia z Tidala. W międzyczasie za czyjąś namową wrzuciłem też płytę na Bandcampa i jak dotąd zarobiłem na tym 190 zł. Obamanotbad.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *